Narkotyki
Ból
Nasza kondycja psychologiczna motywuje do minimalizacji odczuwanego bólu oraz maksymalizacji doznawanych rozkoszy. Nawet najlepsi spośród nas, pomimo znacznie większej motywacji wewnętrznej, w wielu swoich działaniach, kierują się tym prostym prawem maksymalizacji przyjemności i minimalizacji cierpienia.
Ludzie bardzo często zmieniają się dopiero wtedy, kiedy dyskomfort wynikający z ich obecnej kondycji staje się całkowicie nie do zniesienia. Gruby, pozostanie taki, dopóki ból opasłością spowodowany nie przyćmi mu przyjemności konsumpcji. Zdarza się czasem, że pracując u kogoś na etacie, czujemy że to co robimy ma znaczenie, a nasze kompetencje wciąż rosną. Sytuacja taka nie jest jednak zbyt częsta. Pracownik etatowy, często nim pozostanie, w tym samym miejscu, na tym samym stanowisku, otrzymując wciąż to samo wynagrodzenie. Długie lata po tym, jak praca przestaje w jakikolwiek sposób zwiększać jego umiejętności i doświadczenie. Nie wspominając o satysfakcji. Pomimo że nasze drogi dawno już się rozeszły i chcemy od życia czegoś zupełnie innego, to wciąż utrzymujemy konktakt z naszymi znajomymi. Tak długo, dopóki ból przebywania z nimi jest mniejszy niż perspektywa samotności i niepewność związana ze zmianą.
Boimy się bólu, uciekamy od niego, robiąc wszystko aby nie odczuwać go w pełni. Dopóki jest on na tolerowanym przez nas poziomie, trwamy w sytuacji, która go wywołuje, nie odczuwając potrzeby zmiany. Dopiero kiedy jego poziom zostanie przekroczony, decydujemy się coś zrobić. Do momentu w którym to nie nastąpi, trwamy bezwładnie w obecnym, defaultowym stanie.
Dzięki rosnącej łatwości w dostępie do różnorodnych, mnożących się narkotyków, umożliwiających nam tłumienie i zabijanie negatywnych emocji, w ten niepożądany stan popaść jest coraz łatwiej. Częściej i na coraz dłużej pozostaniemy ślepi na potrzebę zmiany. Social media umożliwiają ucieczkę od rutyny i nudy naszej codzienności, dając sposobność na przeżywanie życia innych. Tam, cały czas dzieje się coś ciekawego. Scrollując w nieskończoność, chłonąc generujące się wciąż posty, konsumując i szukając nowych, coraz to ciekawszych treści, zapominamy o trywialnej codzienności, w której obecnie się znajdujemy. Kiedy odczuwamy potrzebe wczucia się w jakąś role aktywną, kogoś kto kontroluje i zdobywa swoją rzeczywistość, możemy w coś zagrać. Po kilku sekundach wcielamy się w prawdziwego bohatera. Ratujemy wirtualne światy, wyzwalamy księżniczki, zdobywając ich miłość i oddanie oraz podziw dobrych ludzi. Ból ustępuje, zapominamy o frustracji i niezadowoleniu z naszego życia. Niegdyś funkcje taką pełniła telewizja, od zawsze zaś alkohol. Narkotykami mogą być także rzeczy pozornie pozytywne, jak zainteresowania czy książki. Cokolwiek, co umożliwia nam stłumienie, zabicie i zapomnienie o odczuwanym niezadowoleniu oraz ucieczkę przed naszą rzeczywistością. Wszystko to, jest naszym narkotykiem.
Co by było, gdybyśmy nie mieli dostępu do swoich narkotyków, ani żadnej dla nich alternatywy?
Odurzony
W szary, zamglony poniedziałkowy poranek obudził go drażniący dźwięk.
- “Jeszcze dziesięć minut” - pomyślał.
Usłyszał znowu ten sam, irytujący dźwięk. Po chwili zdał sobie sprawę, że to budzik. Z wolna wracająca świadomość przypomniała mu jaki dziś jest dzień i co trzeba zrobić. Trzeba iść do roboty.
Jadąc do pracy, przystawając w korku, zajada się zakupionym przed chwilą, gorącym, tłuszczem ociekającym hot dogiem. Znowu się spóźni. Ale to nic, bo skoro jest korek, to znaczy że nie on jeden. Myśląc tak przez chwilę, przegryzając szybko i niedbale podłużną, wilgotną bułkę, poczuł rosnący ciężar spadających okruchów na swojej białej, pomimo poniedziałku, nieświeżej już koszuli. Strzepując je ospale, zauważył swój niebezpiecznie zwiększający objętość brzuch. Wiele razy miał coś z nim zrobić i jeżeli nic się nie zmieni, zapowiada się na postępujący przyrost. Nieważne, pomyśli o tym kiedy indziej. Zgarbiony, krokiem powolnym udaje się do pracy.
Wchodząc do biura, kilkanaście razy wydobywa ze swoich ust zautomatyzowane powitanie, kiedy mija mniej lub bardziej znane mu twarze. Wymalowane na nich wydają się być wspomnienia innego, lepszego, piątkowo-niedzielnego życia. Można z nich również wyczytać niechęć i wdrażanie się w stan nowy: znowu poniedziałek.
- “Byle do siedemnastej… a potem już tylko do piątku” - pomyślał.
Wraca do domu, gdzie wita go żona. Podążają za dobrze wypracowanym rytuałem rozmowy. Po wymianie kilku mechanicznych zdań, każdy z nich wyjmuje telefon i rozpoczyna konsumpcję. Posiłek skończony, czas wracać do swoich zajęć.
Włącza komputer, zaczyna grać. Po kilku chwilach jest już bohaterem. Staje się coraz silniejszy, siejąc postrach wśród swoich wrogów. Niszczy całe ich zastępy, wyzwala krainy, zdobywa słodkie westchnienia pięknych kobiet, uznanie i szacunek dobrych ludzi. Całkowicie pogrążony w tym pięknym, wirtualnym świecie, zidentyfikowany z odgrywaną przez siebie postacią, odczuwa miły przypływ własnej wartości i znaczenia. Niestety, rozkoszne godziny mijają bardzo szybko. Wybija północ. Wiedząc doskonale, że i tak się nie wyśpi, decyduje się choć jeszcze trochę przedłużyć swoje drugie, tak przyjemne życie. Wraca rozsądek, z żalem wyłącza komputer. Rozglądając się po biurku, zauważa puste butelki, trochę rozlanego piwa oraz opróżnione paczki po chipsach. Zerka w dół, na coraz bardziej krągły brzuch. Jego objętość rośnie.
Sylwester, nowy rok, nowe możliwości. Odurzony spędza go z kolegami z pracy. Tak naprawdę to nie pała do nich jakąś większą sympatią, lecz nie ma żadnej alternatywy. Zbliża się północ i rozpoczyna się cyniczna rozmowa na temat noworocznych postanowień. Bohater wybąkuje następujące słowa:
Schudnę i zmienię prace.
Po chwili ciszy, następuje przepotężny ryk śmiechu towarzystwa. Po raz pierwszy, postanowienie to usłyszeli pięć lat temu. Co wydało sie wszystkim tym śmieszniejsze to fakt, że praktycznie każdy z nich, kiedyś je wypowiedział. Odurzony był jednak jedynym, który zrobił to piąty raz z rzędu. Tym razem, coś w nim pękło. Poczuł rosnący gniew. Niewiele myśląc wstał, wyszedł i zaczął biec.
Rozpalony gniewem stracił poczucie czasu. Odczuwając nagłe zmęczenie oraz chłód wieczora, zatrzymał się. Od bardzo dawna nie czuł tak intensywnej wściekłości. Poczuł w sobie bunt i niezgodę na obecny stan rzeczy. Zrodziła się w nim zupełnie nowa motywacja. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał tak wiele energii. Zaczął biec. Mijały kolejne godziny. Biegł, wycieńczony odpoczywał, lecz potem biegł dalej.
Minęło kilka miesięcy. Odurzony codziennie kontynuował swój bieg. Schudł ponad dwadzieścia kilogramów. Przez pewien czas jego towarzystwo z uśmiechem wspominało niespodziewaną ucieczkę sylwestrowej nocy. Bohater milcząco się uśmiechał, czując kolejny przypływ motywacji. Obserwując jego determinacje i osiągane rezultaty, o incydencie tym mówili coraz rzadziej, aż w końcu zupełnie zamilkli. Podczas codziennych biegów Odurzony miał sporo czasu na przemyślenia. Wraz z pojawiającymi się rezultatami jego chęć do ucieczki malała. Widząc własne osiągnięcia, odczuwał wzrastające poczucie kontroli nad swoją rzeczywistością. Wirtualny świat zdawał mu się coraz mniej atrakcyjny. Restrykcyjniej przestrzegał diety, a biegał coraz dłużej. Widząc jak daleko zachodzi, napędzany przez gniew, coś zrozumiał. Uciekał od swoich prawdziwych emocji. Nie dał sobie szansy na odczucie tego, jak bardzo nienawidzi swojej obecnej sytuacji… jak mocno potrzebuje zmiany.
Celowo i świadomie wsłuchując się w swoje negatywne odczucia, zrozumiał ich wartość i znaczenie. Zdał sobie w pełni sprawę z niebezpieczeństwa tłumienia ich, udawania że ich nie ma oraz dążenia do jak najszybszego zadania im śmierci. Postanowił sobie, że już nigdy nie doprowadzi się do stanu ucieczki przed nimi, że będzie aktywnie ich wyczekiwał, pilnie słuchał oraz analizował. Przestał być Odurzonym. Wiedział już, że wizja nieba, kiedy brak nam perspektywy ognia piekielnego to za mało. Czasem, musimy odważnie i głęboko spojrzeć w oczy Diabłu, aby odnaleźć drogę do Boga.
Każdy, kto kiedykolwiek zbudował nowe niebo, znalazł najpierw moc do niego w swoim piekle.
Friedrich Nietzsche
Świadomość narkozy
Każdy z nas nosi ze sobą swoje narkotyki. Stopień oraz forma uzależnienia może być bardzo różna, służą one jednak zawsze temu samemu celowi: ucieczki przed rzeczywistością, stłumienia odczuwanego bólu i frustracji, uniknięcia konfrontacji z tym, co dla nas niewygodne i niechciane. Intuicyjnie, ucieczka od tych uczuć może wydawać się racjonalna, bo przecież są one dla nas bardzo nieprzyjemne. Istnieje tutaj jednak ogromne niebezpieczeństwo, gdyż emocje te są potężnym motywatorem do zmiany.
Motywacja marchewki to dla nas za mało. Jest ona dobra do zachęty, aby pozostać na drodze już obranej. Czego potrzebujemy, żeby wejść na drogę zupełnie nową i dokonać rewolucyjnej zmiany? Żeby zawrócić z manowców, kiedy zabłądziliśmy? Potrzebujemy gniewu, bólu i niezadowolenia. Obok upragnionego nieba, musimy równie wyraźnie widzieć piekło, do którego w każdej chwili trafić możemy. Widok odległych rajskich rozkoszy to często motywacja dla nas zbyt mała, żeby zrezygnować z obecnego, wydaje się nam że neutralnego, stanu. Niekiedy musimy poczuć na sobie realne zagrożenie piekielnych płomieni, aby wstąpić na właściwą, stromą i wyboistą drogę ku górze. Tak potrzebne nam niebezpieczeństwo tego ognia, możemy poczuć jedynie pod tym warunkiem, że słuchamy siebie samych i otoczenia. Jesteśmy uważni i trzeźwi, daleko uciekamy od odurzenia.
Zachęcam do zrobienia sobie eksperymentu myślowego:
Co by było, gdybyś stracił swoje narkotyki?
Nasz mechanizm ucieczki od tego co nieprzyjemne, jest tak silny, że warto regularnie przypominać sobie znaczenie dyskomfortu. Nie czekajmy pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat na jakieś losowe zdarzenie, które nas w końcu obudzi. Uświadomi nam, że tak samo jak Odurzony, każdego dnia potykamy się z czymś, co wymaga natychmiastowej zmiany. Polecam następujący eksperyment. Przez okres kilku tygodni, poprzebywać codziennie, dwadzieścia, trzydzieści czy sześćdziesiąt minut, wyłącznie ze swoimi myślami. Zamknąć się na wszelkie bodźce świata zewnętrznego. Wsłuchać się we własne odczucia, zadać sobie kilka trudnych pytań.
Przypominając słowa Ralph’a Emerson’a:
Jak wiele ludzkiego życia jest stracone w oczekiwanu.
Życzę produktywnego katharsis, trzeźwości i ciekawych przemian.