Stan defaultowy
Bezwład
Kroczenie po linii najmniejszego oporu. Inercja, czyli tendencja do zachowania obecnego stanu, oszczędności w działaniu i niechęć do zmiany. Jest to nasz stan defaultowy. Bardzo groźny i zarazem powszechny wśród społeczeństw, związków, a przede wszystkim, jednostek. Bez odpowiednich bodźców zewnętrznych, bez inicjatywy zmotywowanej jednostki bądź jednostek, bez wciąż podsycanego wewnętrznego ognia, tendencją naturalną jest bezwład. Stan najłatwiejszy, zachęcający do jak największej akumulacji energii. Mogłoby się wydawać, że jej oszczędność jest rzeczą mądrą. Zasada ta sprawdzała się w trudnych warunkach naturalnych, niepewności jutra i braku możliwości do planowania w dłuższej perspektywie czasu. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Nasze życie codzienne, z dnia na dzień, staje się coraz bardziej komfortowe. Potrzeby walki, wyzwań, sprawdzenia swojej wartości, czy przetestowania własnych granic są coraz rzadsze i opcjonalne. Czy w takiej sytuacji natura ta nam służy? Co dzieje się z naszą odpornością na stres oraz zdolnością do dzielnego stawiania czoła przeciwieństwom losu, kiedy okazji do ich praktyki jest coraz mniej? Czy natychmiastowa gratyfikacja oraz rzadkość głębokich przeżyć przynosi nam prawdziwe szczęście i spełnienie?
Każdy z nas miał na jakimś etapie swojego życia długoterminowy cel, do którego dążył. Wymagający codziennych, drobnych poświęceń i aktywnej postawy. Gdy odrzucamy podejście, które umożliwiło nam zdobycie rzeczy przez nas pożądanej, coś tracimy. Choć może ukryte, często okazuje się, że to dążenie do celu, perspektywa nagrody, wizja sukcesu, a przede wszystkim pokonywanie pojawiających się przeciwieństw, dają nam prawdziwą satysfakcje. Nawet wtedy, gdy ostatecznie nie przyniósł nam on tak obfitych owoców, jak pierwotnie się spodziewaliśmy, to zdobyliśmy cenną mądrość i doświadczenie. Umożliwią nam one skuteczniejsze podejście do każdego nowego wyzwania. Ten konkretny cel był tylko sposobnością na przezwyciężenie samych siebie i rozszerzenie swoich możliwości.
Z życia w śmierć
Dopóki myślimy o przyszłym sukcesie, mając przed sobą wizje osiągnięcia celu, czujemy się żywi. Kiedy do końca nie wiemy, czy nam się uda i jaką formę przybierze nasze zwycięstwo. Gdy wciąż musimy pracować, uczyć się i rozwijać, aby zdobyć wyznaczony cel. Często kiedy już osiągniemy to, o co walczyliśmy, dawna motywacja znika. Nauczyliśmy się wystarczająco dużo, żeby trwać w obecnej sytuacji. Stwierdzamy, że nie musimy już robić nic więcej. Owszem, powinniśmy na chwilę zatrzymać się, złapać oddech i przemyśleć to, co udało nam się osiągnąć. W miejscu tym nie możemy jednak zostać zbyt długo. Wyobrażamy sobie, że sytuacja w której jest się ustawionym jest jak najbardziej pożądana. Doświadczenie ludzi zdobywających taką pozycje, rezygnujących z dalszych celów i zatrzymujących się już na zawsze, mówi nam coś zupełnie innego. Jak to ujał Ralph Waldo Emerson:
Ludzie pragną się ustatkować; tylko dopóki tacy nie są - istnieje dla nich jakakolwiek nadzieja.
Osiągając nasze pierwsze cele, zawyczaj tracimy motywacje. Powoli, stopniowo, pogrążamy się w marazmie. Przestajemy stawiać sobie następne wyzwania, nie podejmujemy pracy nad nowymi projektami. Stajemy się coraz bardziej sceptyczni i cyniczni. Dawny zapał do eksperymentowania, ciekawość oraz optymizm zanikają. Czegoś nam brakuje. Nie mamy wizji przyszłości, która byłaby dla nas atrakcyjna, warta oczekiwania i podejmowania codziennego wysiłku wstawania z łóżka. Pożądanego obrazu, który nie jest tylko naszym czczym marzeniem, lecz do którego zbliżamy się wciąż regularnie podejmowanymi działaniami. Cały nasz byt nie czuje tego radosnego napięcia i wyczekiwania. Uczucia te towarzyszą nam, kiedy rozkoszujemy się wykreowaną przez siebie, dopiero potencjalną, ale dla nas już realną i żywą, przyszłością. Bez perspektywy tej, popadamy w ten negatywny stan zgorzknienia i zniechęcenia. Obserwując innych, zauważamy że jest to zjawisko powszechne. Zdaje się więc nam, że istnieje taka oto reguła: wraz z mijającymi latami, ludzie mają coraz mniej energii i entuzjazmu, a więcej rezygnacji i zwątpienia. Czy tak musi być? Może sytuacji tej da się uniknąć? Wraz z wiekiem nasze siły witalne maleją. Pozostaje jednak kwestią sporną, w jakim stopniu za taki stan rzeczy odpowiada nasza biologia, a w jakim sami go tworzymy. Robimy to poprzez poddawanie się bezwładowi, niestawianie sobie kolejnych celów i wyzwań, rezygnacje z marzeń. Uciekamy od trudnych pytań i decyzji o tym, co naprawdę chcemy oraz powinniśmy robić. Ulegamy stanowi defaultowemu.
Jak często popadamy w mentalną inercje? Dla przykładu: pozytywna agresja, determinacja i koncentracja na własnych planach pomagają nam być efektywnym w pracy i osiągąć wyznaczone cele. Kiedy kochamy naszą pracę, co powinno być celem każdego z nas, łatwo popaść jest w pracoholizm. Wówczas, paradoksalnie, naszym nowym stanem defaultowym może być ciągłe, obsesyjne o niej myślenie. Mania ta, pozwoli osiągnąć nam wiele godnych pożądania celów, które będą dla nas powodem do dumy. Jeżeli jednak nie nauczymy się obsesji tej odpowiednio kontrolować, wyłączać jej w kluczowych, ważnych dla nas momentach, ławo zniszczy ona wszystkie nasze relacje z innymi ludźmi. Coraz mniejszą uwagę przykładając do ich losu, czy nawet w ogóle przestając się nim interesować i udając tylko, że słuchamy co do nas mówią, będziemy wyczekiwać jak najrychlejszego powrotu do pracy i walki o swoje cele. Zjawisko bezwładu jest więc groźne także dla najzdolniejszych i najbardziej zdyscyplinowanych z nas. Stanowi temu musimy wypowiedzieć wojnę, która trwać będzie całe nasze życie.
Jak już powiedzieliśmy, nierzadko naszym celem jest ustatkowanie się i osiągnięcie stabilnego stanu. Chcemy skończyć studia czy zdobyć umiejętności, żeby pracować w miejscu X, zarabiać Y, aby móc w końcu odpuścić. Podczas tego procesu potrafimy się przyłożyć i w walce o cel pracować ciężej, ale i mądrzej niż zwykle. Czy jednak zdobyty potem komfort nam służy? Kiedy naprawdę czujemy się pełni życia i energii? Gdy wiemy, że nie musimy już o nic walczyć, że możemy odpocząć i spocząć na laurach? Czy może wtedy, gdy pełni napięcia dążymy do realizacji swoich celów, walczymy o stworzenie porządku z chaosu, nie będąc nigdy do końca pewni jego ostatecznej formy? Po zdobytym zwycięstwie należy się królewska uczta i celebracja naszego powodzenia. Powinna ona jednak służyć także wzmocnieniu sił do następnych, jeszcze chwalebniejszych, walk.
Czy życie nie ma jednak pewnych faz? Co w tym złego, że zapracujemy sobie na swoją pozycje, dorobimy się i spoczniemy w wysiłku? Czy nie po to pracujemy, żeby zbierać obfite żniwa i rozkoszować się nimi w spokoju? Naturalnie, po osiągnięciu wcześniej wyznaczonego celu, chcemy przez jakiś czas odpocząć. Nie musieć się tak śpieszyć, uczcić nasze osiągnięcia i nad nimi się zastanowić. Czy jednak odpuszczenie już na zawsze oraz popadnięcie w złudne poczucie komfortu przynosi nam szczęście? Czy nie daje go nam raczej rozwój, możliwość bycia zdolnym do robienia coraz więcej pod każdym względem? Mądrość zebrana podczas ciągłego angażowania się w nowe i coraz głębsze doświadczenia? Być w stanie więcej zarabiać, poprawić zdrowie, zwiększyć wiedzę i zrozumienie, zdobyć nowe umiejętności, pogłębić swoje relacje, sprawdzić się w czymś zupełnie nowym, poznając w procesie tym lepiej nas samych i nasze otoczenie? Jak to powiedział Friedrich Nietzsche:
Co jest dobre? Wszystko co potęguje poczucie władzy, wolę władzy, władze samą.
Co jest złe? Wszystko co zrodzone ze słabości.
Czym jest szczęście? Poczucie, że moc rośnie, że opór zostaje pokonany.
Oczywiście ani my, ani Nietzsche nie myśli tutaj o żadnej władzy czy mocy politycznej. Chodzi o meta władze, która jest źródłem władzy prawdziwej i najważniejszej: jest nią panowanie nad samym sobą. Siłę taką możemy zdobyć tylko rozwijając swój charakter, wystawiając się wciąż na nowe próby i doświadczenia, badając oraz przekraczając własne ograniczenia.
Przypomnijmy sobie jaką radość sprawiła nam nauka jazdy na rowerze. Ta chwila, gdy ostatecznie, po wielu upadkach, byliśmy w stanie samodzielnie okiełznać maszynę. Zachwyceni nową umiejętnością, odczuwaliśmy czystą radość ze wzrostu naszych zdolności do kontrolowania nowego skrawka rzeczywistości. Zadowolenie to, nie brało się wyłącznie ze zdobycia tej konkretnej umiejętności. Ujarzmiliśmy nieznane, przekroczyliśmy własne lęki i ograniczenia, potwierdziliśmy naszą zdolność do nauki i adaptacji. Z chaosu stworzyliśmy porządek. Podobnie ma się rzecz z pływaniem, jazdą samochodem czy nauką dowolnej, nowej dla nas umiejętności. Poszerzanie własnego zakresu kontroli nad rzeczywistością, opanowanie nieznanego, to nasza pierwotna potrzeba. Realizacja jej daje nam czystą radość. Nie wspominając o przyjemności używania naszych nowo zdobytych umiejętności.
W losowości tego świata, władza nad sobą jest jedyną zmienną, nad którą mamy całkowitą kontrole. Stopień naszego opanowania siebie wpływa na sprawność działania w każdej dziedzinie życia. Dlaczego więc mocy tej nie maksymalizować? Łatwo też teraz zauważyć, jak groźne jest dla nas wygodne życie. Prowadzi do atrofii charakteru oraz siły woli, regresu i spadku naszego panowania nad sobą. Sytacja ta jest zero-jedynkowa. Postój jest niemożliwy. Mamy tylko dwa wybory: poszerzanie zakresu kontroli nad rzeczywistością albo jej stopniowa utrata.
Gra
Wyobraź sobie, że do życia podchodzisz jak do jednej, wielkiej gry. Przedstawiasz sobie siebie jako postać, która ma pewne cechy, umiejętności, mocne i słabe strony, relacje, przyjaciół i wrogów, zasoby oraz ważną role do odegrania. Próbując różnych opcji wybierasz najlepszą dla siebie ścieżkę rozwoju, szytą na miarę twojego awatara. Grając wciąż analizujesz i wyciągasz wnioski, za cel mając coraz lepsze wyniki. Dostosowujesz strategię działania do zmieniających się warunków otoczenia oraz twojej, wciąż rozwijającej się postaci. Wkraczasz na wyższe poziomy, gdzie robi się coraz ciekawiej. Spotykasz na swojej drodze wciąż silniejszych przeciwników, ale radzisz sobie z nimi doskonale, ponieważ twoje możliwości, dzięki ciągłemu rozwojowi, rosną. Pracujesz także nad swoimi relacjami. Dysponujesz więc coraz szerszym i wierniejszym kręgiem sojuszników. Przyrost twoich zdolności, a co za tym idzie możliwości, sprawia że gra staje się wciąż ciekawsza. Grasz coraz więcej i lepiej. Powstaje naturalne, dodatnie sprzężenie zwrotne. Dzięki rosnącej inwestycji czasu i energii wyniki masz coraz lepsze, co powoduje że jeszcze bardziej przykładasz się do gry, co sprawia że twoje możliwości znowu rosną, co powoduje… i tak w nieskończoność. Przypomnij sobie, jak często gra nudzi Ci się, kiedy osiągasz w niej wszystko co możliwe. Pokonałeś najsilniejszego przeciwnika, zdobyłeś wszystkie moce i osiągnąłeś w niej sprawność ostateczną. Ziewasz przeciągle z nudy. Natychmiast zmieniasz gre lub zaczynasz całkowicie od początku. Wyobraź sobie teraz, że w grze zwanej życiem, opcji do rozwoju i eksploracji jest tak wiele, że nigdy nie będziesz w stanie sprawdzić ich wszystkich. Niezależnie od tego, jak doświadczonym i sprawnym staniesz się graczem, zawsze będzie coś nowego do odkrycia. Coś, co można sprawdzić, przetestować i ulepszyć. Czy kiedykolwiek chciałbyś zaprzestać gry na takich zasadach?
Natura
Ona kocha minimalizacje entropii, co wielokroć osiąga poprzez bezwład. Tak zostaliśmy skonstruowani, aby na wszystko co robimy poświęcać jak najmniej energii. W warunkach naturalnych, gdzie życie było ciężkie i nic nie było pewne, nawet nasz następny posiłek, podejście to pozwoliło nam przetrwać i rozkwitać w najgorszych często okolicznościach. Rzeczy do których jesteśmy zdolni, gdy naszemu życiu zagraża prawdziwe niebezpieczeństwo i kiedy trzeba walczyć o przetrwanie, powinny być dla nas inspiracją. Powinny przypominać nam, jak wiele bylibyśmy w stanie zrobić, gdybyśmy chcieli odpowiednio mocno i jak daleko są nasze prawdziwe granice. Dlatego też życie wielu ludzi zostaje odmienione po jakimś doświadczeniu, które wymaga od nich ciężkiej walki z bólem i zmęczeniem. Może to być na przykład przebiegnięcie maratonu, gdzie odkrywają ogromną różnice pomiędzy niechęcią, a możliwościami, do działania. Zauważają wtedy zasadę, którą głosi David Goggins:
Zasada 40% mówi nam, że za każdym razem kiedy uważasz, że dotarłeś już do granicy swoich możliwości fizycznych czy psychicznych, zużyłeś jedynie 40% swoich możliwości. To jest właśnie zasada 40%. Nie wyczerpałeś jeszcze nawet połowy, ale Twój mózg włącza już ograniczenia.
Dzisiaj jest to nam szczególnie potrzebne. Życiu naszemu coraz rzadziej zagraża realne niebezpieczeństwo. Rosnąca złożoność cywilizacji oraz postęp technologiczny wciąż je nam ułatwiają. Socjalizm troszczy się o to, żeby nikt nie poczuł się skrzywdzony. Przedłuża sztucznie okres dzieciństwa, zwalniając z potrzeby myślenia o własnej przyszłości i odpowiedzialności za decyzje. Jeżeli zależy nam na rezultatach, to w takich warunkach, musimy być swoim najwyższym i najsurowszym strażnikiem. Narzucać sobie wciąż nowe cele i projekty do zrealizowania. Ogłaszać je publicznie, choć publicznością naszą może być tylko dwójka znajomych, aby wywierać na sobie presje potrzebną do ich terminowej realizacji. Tworzyć sobie klimat, warunki, atmosferę misji, nowego celu do którego zmierzamy. Strategia ta, to jedyny możliwy sposób na uniknięcie bezwładu.
To w czego robieniu trwamy staje się łatwiejsze nie dlatego, że natura tej czynności uległa zmianie, ale dlatego że nasza zdolność do działania zwiększyła się.
Ralph Waldo Emerson
Strasznie ochłeptane może wydawać się to, co złej i lepszej sławy internetowi kołczowie mówią o strefie komfortu, ale jest to czysta prawda. Cały nasz samorozwój, poznanie siebie i własnego Potencjału polega na przekraczaniu następnych barier i ograniczeń. Podważaniu i przekraczaniu siebie z wczoraj. Na niezgodzie z obecnym, defaultowym stanem. Im wygodniej żyjemy, tym bardziej jesteśmy na niego podatni. Tym naturalniejsze staje się dla nas uleganie lenistwu, poczuciu samozadowolenia i komfortu.
Walka
Jak widać, niezgoda na bezwład, jako nasz domyślny stan, nie jest rzeczą łatwą. Wymaga ona dyscypliny, aby konsekwentnie robić to co sobie postanowiliśmy. Egzekucja ta często będzie trudna, kiedy rzeczywistość sugerować będzie nam setki powodów, dlaczego akurat dzisiaj nie mamy zrobić tego, co jeszcze niedawno, z taką pewnością, sobie przyrzekliśmy. Dyscyplina daje nam pewność, że zrobimy to co musi być zrobione. Wojna ta wymaga też odwagi, aby ciągle wyznaczać sobie nowe, ambitne cele, wkraczając wciąż w nieznane obszary. Potrzebny jest wreszcie dystans i refleksja, aby wciąż monitorować czy nie popadamy w kolejny okres inercji i marazmu. Przydadzą się one także do optymalizacji podejmowanych działań, ponieważ musimy pracować nie tylko ciężko, ale także mądrze.
Co niezbędne ponownego podkreślenia to fakt, że swój charakter należy rozwijać, jak to świetnie ujmuje Rafał Mazur, z bloga Zen Jaskiniowca, pracując nad określonym projektem. Czym on jest? Jest to konkretny cel, a nie jak wielu kołczów by chciało “Twoja życiowa misja”, czy też coś innego, brzmiącego enigmatyczniej jeszcze. Projekt ten będzie dla każdego z nas czymś zupełnie innym i dostosowanym do obecnej sytuacji, ambicji i potrzeb. Może to być zarówno schudnięcie, przebiegnięcie maratonu, zmiana pracy, założenie firmy, nauka programowania, wydanie książki czy nawet polepszenie relacji ze swoją dziewczyną czy chłopakiem. Jesteśmy w stanie ulepszyć, przede wszystkim, rzeczy mierzalne. Im coś bardziej oddala się od tego ideału, tym trudniej stwierdzić czy robimy jakiekolwiek postępy. Podejście projektowe możemy zastosować do poprawy absolutnie każdej dziedziny naszego życia. Wyróżniają je, w opozycji do wymienionych wcześniej tajemniczych deklaracji, następujące cechy:
- deadline, a więc limit czasu
- plan działania, czyli konkretna rutyna
- określony rezultat, który przy tych ograniczeniach chcemy osiągnąć
Podejmowanie się kolejnych projektów gwarantuje nam samorozwój i ochronę przed bezwładem, natomiast koncentracja wyłącznie na samorozwoju nam takiej gwarancji nie daje. Odpowiednia dawka rozwoju osobistego o właściwym, praktycznym zabarwieniu, może znacznie usprawnić naszą zdolność do wyznaczania i zdobywania kolejnych, wartościowych celów. Musimy jednak uważać na jego ilość, gdyż łatwo może on zamienić się w naszą nową truciznę. Potwierdzić to może rosnąca liczba osób, które w nieskończoność czytają książki o transformacji oraz biorą udział w szkoleniach o zmianach mówiących. Nie wykonują one żadnych realnych działań. Żyją ciągle w tym samym stanie, zadowalając się jedynie wygodnym, idealnym marzeniem i fantazją zmiany.
Nie traćmy więc czasu, którego mamy tak mało. Nie umierajmy w spazmach marazmu. Żyjmy coraz mocniej, nieustannie powiększając władze nad sobą. Aby mieć pewność, że w tym kierunku zmierzamy, odpowiedzmy sobie na pytanie: jaki jest mój projekt i co regularnie robię, aby mieć pewność jego realizacji?
Ludzie tworzą sobie pytania, ponieważ boją się spojrzeć prawdzie prosto w oczy.
Wszystko czego potrzebujesz to spojrzeć prosto i zobaczyć drogę, a kiedy ją zobaczysz, nie siedź i nie patrz na nią - idź.Ayn Rand